Wspominam dziś pewne wydarzenie z prehistorycznych czasów szkoły podstawowej, kiedy omawialiśmy na lekcji polskiego lekturę dla klasy V , "Łysek z pokładu Idy".
Nowelka ta, pióra Gustawa Morcinka, zaangażowanego piewcy przedwojennego Śląska, opowiada historię dzielnego konika, Łyska, który pracował ciężko na przodku kopalni Ida, w czasach gdy do wożenia węgla pod ziemią używano koni.
Koń , spędzając większość czasu w ciemności - oślepł , książka była klasycznym pięciochusteczkowym wyciskaczem łez, traktowała o wyzysku klasy robotniczej oraz zwierząt na początku XX wieku ,będąc jednocześnie egzemplifikacją wyższości realnego socjalizmu nad resztą świata.
Był koniec lat 70tych, pamiętam dobrze, jak gryząc kulkowe długopisy, podnosiliśmy do góry palce i odpowiadaliśmy naszej pani na pytania : Kim byłby Janko Muzykant w socjalistycznej Polsce ? ( odpowiedź : wielkim muzykiem symfonicznym, skrzypkiem bodaj, a do rozwoju talentu przysłużyłaby mu się pomocna dłoń socjalistycznej ojczyzny ) lub: Jak skończyłby bohater noweli Prusa, Antek, w czasach nam współczesnych ? ( odpowiedź : studentem politechniki, inżynierem, budowniczym mostów ).
O Łysku więc, śląskim dzielnym koniku, mieliśmy rozpocząć lekturę, i pani poprosiła jednego z kolegów o streszczenie utworu. Kolega wstał, chrząknął i płynnie opowiedział klasie taką oto historyjkę :
Był sobie chłopiec, mały taki, mama krótko go strzygła, wiec wołali na niego Łysek.
Łysek nie miał taty, mama była biedna, a chłopiec marzył o podróżach. Ponieważ urwis był z niego nie lada, pewnej ciemnej nocy zakradł się na statek, schował pod pokładem. Gdy nastał dzień , obudził się nasz Łysek na pełnym morzu, wśród roziskrzonych słońcem fal , płynąc w dal na pokładzie stateczku, wprost na spotkanie nieznanego.
Wszyscy marynarze i groźny kapitan polubili chłopca, nie wyrzucili go za burtę, został więc z nimi, przygód miał co nie miara, statek zwał się IDA, stąd tytuł książki : "Łysek z pokładu Idy"
Pani na szczęście miała poczucie humoru i sprawiedliwości, kolega za wyobraźnię dostał 5, z napomnieniem , żeby jednak tę lekturę przeczytał.
Zawsze żałowałam, że to nie dalszy ciąg tej historii przyszło nam analizować, bo o ileż zabawniej byłoby przezywać przygody Łyska-chłopca w zamorskich krainach pachnących pomarańczami, niż - siedząc w granatowym fartuchu ze stylonu, z białym kołnierzem, w obgryzionej ławce - czytać o Łysku-koniku.
Dziś ciepło wspominam nieszczęsnego Łyska, bo pomagam MC* napisać analizę maturalną.
Na temat nawet nie mogę narzekać, sama mu go podsunęłam :
Mityczne miejsca młodości i dojrzewania - porównanie obrazu miasta w powieściach "Kot i mysz" Guntera Grassa i "Weiser Dawidek" Pawła Huelle...
Kłopot w tym, że nie czytałam Grassa, jedynie Huellego.
Tak się męczę, głowię, pocę, nad ekranem laptopa gryzę kulkowy długopis, dukam, i myślę : a gdyby tak zacząć ?:
Był sobie pewien kot, mieszkał w Gdańsku, na skrzyżowaniu Osterzeile i Westerzeile, w czasach Wielkiej Wojny.. Kot miał na imię Mahlke.
Mahlke był dorodny i bystry, ładnie prezentował sie na przedprożach kamieniczek Starówki, i gdy w promieniach jesiennego słońca przechadzał się nad Motławą, wszyscy oglądali się za nim, szepcząc : Co za Kot !
Miał nasz Mahlke miał tylko jedna wadę : za bardzo, jak na kota , przyjaźnił sie z myszami.
Zwłaszcza z jedną myszą, małą , koścista i rudą. Mysz nazywała się Tulla Pokriefke.
I stąd tytuł książki " Kot i mysz"..
Ciekawe, co MC* dostałby z matury ?
fotka i kot na niej : filhalandilasa
Ah wręcz mnie zmuszasz bym wyszedł z ukrycia! Jawna prowokacja ;)
OdpowiedzUsuń.. to chyba Kicia cię wyciąga, coo ?
OdpowiedzUsuń;) Znudzona że pan chory, chorszy..