piątek, 6 lutego 2009

Droga do domu

Znów 800 kilometrów w 30 godzin.
Po drodze szpital - krótkie odwiedziny u Chorego, rzut oka na to, czy operacja się udała, uściśnięcie bezwładnej ręki, wymiana kilku zdawkowych zdań z lekarzem dyżurnym, który nie wie, o czym mowa, bo nie on operował, to kolega. Kolegi nie ma już dziś, `zszedł po dyżurze` ( dobrze, że nie zszedł żaden z jego pacjentów), jutro zaś wprost od stołu operacyjnego odjeżdża na nartach, odpocząć.
Nasze szpitale powoli staja się podobne tym z Kanady czy Zjednoczonego Królestwa, gdzie lekarz brzydzi się pacjentem i najchętniej obsługiwałby ( tak : o b s ł u g i w a ł , nie: b a d a ł ) go przez dźwiękoszczelną, zapachoszczelną i wrażliwoszczelną szybę.
Czy jestem niesprawiedliwa ? Czy to tylko zmeczenie otulające ciężkim kocem moją głowę i chroniczny brak snu sprawiają, że nie żałuję, iż zamieniłam kiedyś biały fartuch i stetoskop na ośmiometrową, stalową miarę ?

Znów w drogę, w drogę..
Szczytujący kurs franka i grupowe zwolnienia w branży budowlanej sprawiają , że muszę pracować. Czasami tak daleko od domu.
Lutowa mgła, przyniesiona przez niespodziewany o tej porze roku podmuch ciepła utrudnia jazdę i rozciąga ją nieznośnie. Wloke się ze sto kilometrów za kolejką tirów, nie mogąc wyprzedzic na śliskich zakretach A7, kiedy łapie wreszcie kawałek prostej wpadam z mgły wprost na patrol drogówki. Elblag, Pasłęk, Ostróda, Nidzica, Glinojeck, kiedy wreszcie zobaczę światła skrzyżowania w Łomiankach i bloki na Bielanach ?
Dzwonię nocą do mieszkania na Starej Ochocie, winda niesie mnie na 5 piętro zniszczonej kamienicy, gdzie czeka na mnie ktoś z talerzem gorącego rosołu, pierwszym ciepłym posiłkiem od tygodnia, wolnym od mdłych zapachów szpitalnego korytarza, ktoś kto nie ocenia, nie beszta za źle poprawioną poduszkę, i martwi się, czy noszę czapkę na głowie, a nie w torebce. Niezastąpiona, kochana, mądra Ciotka.
I znów budowa, i znów ten ciepły front atmosferyczny, który pola wokół dworu zamienił w grząskie bagno, w którym grzęzną moje buty.
Kilka godzin prezentacji i opieprzania wykonawcy za brak gniazdka przy łóżku czy źle zamontowaną spłuczek później, znów jestem na A7, w kolejce tirów i we mgle.
Wracam.
Jeszcze tylko 400 kilometrów na północ, kilkanaście śliskich zakrętów, kolejka innych tirów, dwanaście nieodebranych rozmów vs jedna wykonana, mdła kawa z McDonald`s, ciastko, i wracam.
Do szpitala, do niechętnych pielęgniarek, do nieobecnych lekarzy, do stosów zakurzonych książek w zaniedbanym mieszkaniu w Sopocie, do MC i MD1 i MD2, którzy jutro wracają do mnie z nart, do lodówki, w której mam już tylko światło, do kłopotów z decyzją : co dalej ?
Wracam do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz