Wstałam o świcie i zaczęłam dzień, zanim ptaki zaczęły dopominać się o trochę wiosny.
Pod koniec zimy najbardziej brakuje mi liści. Takich zwykłych, zielonych, okrywających szczelnym dywanem okoliczne wzgórza. Szarość wokół, nagość gałęzi i wciskający się pod zimowy, wynudzony już od października płaszcz - ziąb. Przedwiośnie.
Już o 5.20 stukałam w klawiaturę i słuchałam ptaków. Chyba już wracają. Budzą się , zanim przyjdzie wiosna. Zupełnie jak ja.
Gdybym jeszcze umiała fruwać. Bo ze snu dawno się obudziłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz