środa, 11 listopada 2009

Losing my religion

Żyje szybko, jakby chciała zdążyć przed nieuchronnym.
Co rano zaczyna to samo, jakby zaczynała od nowa.
Nakłada róż na policzki i maskarę na rzęsy, z lustra patrzy na nią spokojnie dzień taki jak inne.
Przekręca kluczyki w stacyjce, wyprowadza samochód z garażu, jedzie. Siada przy komputerze, odbiera pocztę, oddziela ziarna od plew, pisze, przyjmuje kilka połączeń, nie odbiera kilku innych. Kiedy wróci z daleka sprawdza, `jakie głupoty porobili ci tutaj, w czasie kiedy ona sprawdzała jakie głupoty porobili tamci tam.` Słucha skarg i zażaleń, służy radą, pomocą, czasem przeszkadza. W drodze do domu załatwia zakupy : chwila obowiązkowej przyjemności przy kolorowych półkach. Wjeżdża windą na dwunaste piętro, zmywa zmęczony makijaż dnia , by za dziesięć godzin zacząć dzień następny.
Nocą śni niezałatwione sprawy, decyzje które podjęła właściwie, obok tych, które podjęła źle, mężczyźni których nie chciała już spotkać, i kobiety, które spotkać musiała.
A ten czas dany na potrzymanie, mija codziennie szybciej, nieuchronnie, a ta twarz w lustrze, której zmarszczki są jak kamienie milowe podobnych dni - coraz mniej dla niej znana.

6 komentarzy:

  1. dobrze się czyta, piękny rytm - tylko dlaczego o przemijaniu!!!???

    OdpowiedzUsuń
  2. nie oddzielaj ziaren od plew, ekologiczne życie powinno być z grubego przemiału
    :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ...a czas gna do przodu ...

    listopad mnie rozleniwia i wytrąca z rytmu

    na szczęście nie depresyjnie

    niech Ci mija szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zatrzymałam się nad tym tekstem i za to dzięki.

    OdpowiedzUsuń