niedziela, 18 lipca 2010

Stimmung





notatki z podróży 2.



W Amsterdamie leje. Niewiarygodna wręcz odmiana kropli deszczu na twarzy po strugach potu na plecach z ostatnich dni. Nasze rowery przypięte nad jednym z setek tutejszych kanałów mokną nam, mokną, mokną. Mokry Amsterdam nie jest tak dekadencki jak deszczowa Wenecja , ale ma w sobie magię wakacji, przygody, lata. Ma w sobie stimmung.
Zalegamy w dusznej kawiarni, przygodnie wybranej na schronienie przed deszczem, której pozornie nowoczesny wystrój męczy gęstą wykładziną na ścianie, i każde z nas robi coś. Coś innego. H. pisze pocztówki do A., B. i C., J. szkicuje H., ja piszę. O nich. Do nich. Do was.
Leje, kurwa,leje, myślę, nie chce nam się wychodzić i jechać mokrymi ulicami do hotelu, ze strugami wody we włosach i w bagażu. Zapalam papierosa w progu knajpki, w pół kroku do deszczu, a myśli bezładnie mi mokną.

Chłonę atmosferę wakacji, wolności tutaj od tam. Od tam, gdzie zostawiłam obowiązki, faktury, kwity do pralni i telefon. W tym mieście wcale mi nieznanym, mieście ciasnych uliczek nad kanałami, mieście tysiąca rowerów, okien z podstarzałymi prostytutkami, wąskich kamienic, zapachu trawki, koloru sziszy. Dziewczyna obok mnie, tuż w progu, zapina ciasno kask motocyklowy pod brodą , skąd jesteś, pyta - wher`re u from ? Are you here on holidays ?

Z Polski, jestem, z Polski, z kraju tego, gdzie krzywdą jest dużą popsować gniazdo na gruszy bocianie.. Jestem z Polski, z kraju tego, gdzie mężczyźni noszą skarpety do sandałów, rzucają niedopałki na ulicę i idą przodem przed swoją kobietą , która niesie jego dzieci. Jestem z Polski, gdzie kiedyś piękne dziewczyny hodują dziś swoje smutki jak brzuch po czterdziestce. Jestem z Polski gdzie architektura miasta krzyczy do mnie reklamami piwa i brzydotą chaosu, a wieś to browary pod sklepem i opony od ciągnika w rowie. Z Polski, gdzie bić żyda, asfalt musi leżeć na swoim miejscu, po psach kup nie trzeba sprzątać, przecież płacimy podatki, na plaży cuchnie moczem z krzaków, a ja jestem z Polski, z Polski maryjnej, majowej, męczącej, smutnej, na wieki wieków, amen.
Uśmiecham się do dziewczyny i odpowiadam : tak, zostajemy tu jeszcze dwa dni, tak, podobno ma padać, have a nice day.. Trzymaj się więc, take care, miłego pobytu,rzuca przez ramię i odjeżdża niosąc za tylnym kołem pióropusz deszczu.
W knajpce bez zmian. Na zachodzie siwy Holender pod ceglaną ścianą zerka na mnie znad codziennej gazety, jak piszę szybko na kartce wyrwanej ze szkicownika.  J. rysuje., H. wysyła wieści z wakacji, a ja piszę banały, piszę nastroje, nas troje piszę, piszę zapachy i deszcz, i cierpki smak piwa, wilgoć wieczoru, obce twarze, obcy język wokół, sąsiada ze stolika obok i tę dziewczynę na motocyklu, która odjechała wioząc w plecaku letnie krople. Piszę dla pamiętania, dla wspomnienia, dla siebie, dla was.
Obca ja, Polka w Holandii, panna nikt na ziemi nieswojej.

(..)
to nie kochanka ale sypiam z nią
choć śmieją ze mnie się i drwią
taka zmęczona i pijana wciąż
dlatego nie
nie pytaj więcej mnie.
Nie pytaj mnie, dlaczego jestem z nią,
nie pytaj mnie dlaczego z inną nie,
nie pytaj mnie dlaczego myślę że
że nie ma dla mnie innych miejsc.. (..)
[Grzegorz Ciechowski]


wszystkie fotki: Hania Szkarłat -->


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz