czwartek, 12 sierpnia 2010

Pacta sunt servanda

"Asertywność to bezpośrednie, uczciwe i stanowcze wyrażanie wobec innej osoby swoich uczuć , postaw lub pragnień w sposób respektujący uczucia, postawy, opinie, prawa i pragnienia tej drugiej osoby. Zachowanie asertywne oznacza korzystanie z osobistych praw bez naruszenia praw innych osób. Od agresywnego różni się tym, że nie narusza praw innych osób. Od uległego - tym, że zakłada działanie zgodnie z własnym interesem oraz stanowcza obronę siebie i swoich praw bez nieuzasadnionego niepokoju".

Wraz z zaproszeniem na wrześniowe warsztaty asertywności, bonus wakacyjny od SzkołyR - przyszła powyższa definicja.



Coraz częściej zdarza mi się pracować przy braku poszanowania moich uczuć, postaw, opinii i umiejętności. Coraz częściej wypracowany z trudem rzekomy parytet, szacunek i zaufanie okazują się tylko poprawnie polityczną, zafałszowaną postawą tych, co deklarują równość w płacy , braterstwo w pracy i wolność w piątek po południu.

Czy gdybym nie miała macicy, piersi, jajników i peemesa traktowano by mnie inaczej ? Zapewne tak. Nic odkrywczego w waleniu głową o szklany sufit, nic nowego pod słońcem w udowadnianiu, że potrafię. Jestem baba. Wredna baba.

`Czy pan się nudzi ? , zapytałam w środku spotkania gościa, który siedział do mnie bokiem, w postawie lekceważenia i wszystkowiedzenia. Wznosił oczy do sufitu z jarzeniowa lampą, co dyndała mu nad głową jak stryczek u szubienicy :` jeszcze godzina, jeszcze dwie i mogę iść na piwo`, kręcił młynka palcami, wzdychał, stękał, sapał, kiwał nogą i miał mnie w dupie. Gość był moim zleceniodawcą. Dłuższą ręka korporacji X., która zatrudnia nas do zrobienia projektu Z. w miejscu Y.

J a się nudziłam. Nudził mnie temat, który obrabiamy od tygodni, udowadnianie , że znam się na swojej robocie,wiem, jak wygląda projekt a nawet zajmowałam się już podobnymi przez 17, kurwa, lat mojej pracy zawodowej. Nudził mnie ten typ - nieogolony, lekko tyjący, z podpuchniętymi oczami i pożółkłymi palcami palacza. Nudził mnie i wkurwiał, ale nie przyszłam tu na randkę, bo - gdyby do takowej w ogóle doszło - szybko bym ją skończyła.

Przyszłam załatwić temat, i zarobić uczciwie swoje pieniądze.

Nie przyszłam udowadniać że jestem lepsza. Po prostu byłam.

Jeśli pan się nudzi, proszę mi powiedzieć, zmienię agendę, poprowadzę to spotkanie inaczej, może pana zainteresuje.. ? Nie wytrzymałam i zrobiłam sobie wroga.

Tylko czy on, od podpisania umowy i pierwszych naszych ustaleń - już tym wrogiem nie był ? Może był, ale i na tym polu mam pewne sukcesy. Dziś jestem o krok dalej, o oczko wyżej, o cal ( za przeproszeniem ) głębiej. Dziś nie jestem tylko kobietą - kontrahentem. Dziś jestem dla niego mściwą suką, pyskatą jędzą, koszmarną babą.

Baba ze mnie. Z macicą, piersiami, jajnikami i (raz na 4 tygodnie) z peemesem.

Baba z olejem w głowie. Uparta, walcząca, nieustępliwa. Rozgarnięta, kreatywna, empatyczna, doświadczona, samodzielna, w lot łapiąca, pracowita.

Starzejąca się, tak jak jak on, co za ulga.

Inny przypadek. Zaproszone na konkurs szykujemy ofertę, opracowujemy koncept, prezentujemy swoje umiejętności, doświadczenie, pomysł. Ona - niezastąpiona K., i ja.

Te z macicą, jajnikami ... Te uparte, walczące, nieustępliwe, kreatywne. Wygrywamy konkurs i pracujemy . Pracujemy, wymyślamy, projektujemy, prezentujemy, wychodzimy ze skóry i po kilku miesiącach pracy już mamy na polu wzajemnego porozumienia pewne sukcesy - jutro idziemy do sądu.

"Pacta sunt servanda" - umów się dotrzymuje, niezależnie od peemesu.

Asertywność.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz