piątek, 13 sierpnia 2010

sierpień

Poranki są chłodne. Stopniowo, w stronę wieczora dzień się rozkręca, a z nim kreska upału wędruje po termometrze . Jednak poranki zwiastują już jesień. Żółte liście powoli zbierają się w kupki w załamaniach krawężników. Przed moim balkonem, na wyciągnięcie dłoni dojrzewają żołędzie.
Budzę się wcześnie i myślę o nowym dniu.
W studni podwórza już od szóstej dudnią głosy ochroniarzy. Starsi panowie, co dożywają swoich emerytur na spokojnej posadzie, giermkowie nielicznych mieszkańców, rycerze dostatnich fortec, strzeżonych osiedli jak moje, osiedli, jakich wiele. Nie muszę ruszać się się z łóżka, żeby słyszeć ich rozgadanych, rozplotkowanych, wesołych - wprost pod oknem mojej sypialni, trzy piętra niżej, na nowej ławce, wśród starannie wypielęgnowanych krzewów, przy równiutko przyciętym trawniku.
Dzień dobry, woła sprzątaczka o 6.46.. dzień dobry odkrzykują dziarsko. Idę na urlop, a pan ..? Takiej to dobrze, a gdzie ? w góry ? nieee, do rodziny na wieś, odpocząć trochę, z wnukami posiedzieć.. Jakie wnuki, pani - wnuki ?! co też pani ! A pan co, młodzieniaszek..!?
I rusza ten wesoły flirt, ta podwórkowo - ławkowa ballada, ta codzienna polka osiedlowego halabardnika z klatkową damą dworu. Budzę się wcześnie, słucham ich śmiechu, głaszczę zaspane koty i czekam, co przyniesie mi dzień.
Idzie jesień. Niepostrzeżenie zamienia upał dnia w chłodne poranki i wieczory. Suche liście brzóz zbierają się na stopniach schodów jak spłoszone kurczaki, słońce wstaje nad rozpalonym miastem, żeby dać nam jeszcze trochę siebie, zanim przez następne miesiące na krótko wyłoni się zza zimnej kreski horyzontu nad szarym morzem.
Jesienią myślę o śniegu, który płaszczem stłumi głosy pod moim oknem o poranku. Nikt już nie usiądzie na lodowej ławce, wśród zmrożonych krzewów, przy srebrzystym jeziorze trawnika.
Idzie jesień. Niedostrzegalnie, nieodwołalnie, na pewno.

1 komentarz: